niedziela, 20 kwietnia 2014

Dzika kuchnia

W tym roku sama byłam sobie wielkanocnym zajączkiem, który przykicał do domu z pięknym przewodnikiem "Dzika kuchnia" autorstwa Łukasza Łuczaja. Książka łączy w sobie funkcje albumu, zielnika, książki kucharskiej, zaś całość okraszona jest refleksyjnymi felietonami. 


Autor książki jest doktorem habilitowanym biologii, profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego, etnobotanikem oraz ekologiem. Prowadzi również warsztaty odżywiania się dzikimi roślinami, jest jednym z czołowych badaczy jadalnej, dzikiej roślinności na świecie. Osobiście o istnieniu tego Pana wiem nie od dziś. Łukasz Łuczaj już od lat jest gościem magazynu "Wróżka",który z zamiłowaniem podkradałam mojemu dziadkowi. Przyznam szczerze, nie zawsze czytywałam jego artykuły. Wydawało mi się dziwaczne, aby jeść jakieś "zielsko", no i aparycja tego Pana również lekko dzika...(ach to polskie upodobanie do zgrzebności i ładności....). W pewnym momencie pomyślałam, że jednak warto znać działanie roślin, bo jest to nie tylko zielenina przyniesiona z łąki, ale również "gotowce" dostępne w sklepach ze zdrową żywnością, składniki leków. Może wówczas temat nie wciągnął mnie bez reszty, ale coś zakiełkowało...
Otwieram książkę i czuję, że nie jest to czego oczekiwałam.... jest to coś znacznie lepszego. Przeglądam książkę i moje zdziwienie rośnie. TO można jeść i TAMTO też? Przeglądałam już kilka zielników w życiu i choć opisy były bardzo wyczerpujące, brakowało mi w nich "real foto", w "Dzikiej kuchni" oprócz tradycyjnych rycin, odnalazłam masę fotografii. Daje mi to komfort, że gdy jako laik wyruszę na łowy z większym prawdopodobieństwem odnajdę właściwą roślinę (wiadomo- wszystkie rośliny są jadalne, ale niektóre tylko jeden raz w życiu). Dużym plusem jest zakładka "uwaga! nie pomyl z..." (czasem znajomość subtelnych różnic w kształcie liści lub kwiatów, zaoszczędzą nam czasu w toalecie). 
Na wstępie autor podrzuca nam kilka informacji na temat składu roślin, sezonowości, możliwościach przetworzenia. Wszystko w łatwostrawnej formie, bez przynudzania.
Następnie przechodzimy do części zasadniczej. Przy każdej roślinie znajdziemy następujące informacje: gdzie szukać i jak rozpoznać, które części roślin są jadalne, substancje czynne i właściwości farmakologiczne, tradycyjne użytkowanie, garść przepisów... I tu kolejny plus dla autora. Nie są to jedynie przepisy na jakieś dziwne kombinacje ziół w spirytusie, ale potrawy bardziej funkcjonalne np. zupy, sałatki, zapiekanki, konfitury, ciasta, pasty. Szczególną ucztę będą mieli Ci, którzy lubią na własną rękę zaopatrzyć się w napoje z prądem (piwa, wina, nalewki, oranżady z dodatkowymi bąbelkami). Niestety chwilowo mam ograniczoną możliwość sprawdzenia przepisów (choć zielonych zakątków w Londynie nie brakuje, jest to raczej flora kontrolowana), jednak moje wrażenie po zapoznaniu się z nimi było takie, że są one raczej proste w przygotowaniu, bez wyszukanych składników (z wyjątkiem konkretnej zieleniny, oczywiście). Na kilka potraw nabrałam ochoty i z pewnością je przygotuje. Jedynym rozczarowaniem była dla mnie rzeżucha z twarożkiem, oraz poziomki z bitą śmietaną, miałam wrażenie, że autorowi zabrakło pomysłu...
Na końcu książki odnajdujemy kalendarz zbioru roślin. Dzięki niemu wiemy nie tylko kiedy możesz daną roślinę zebrać, ale również kiedy będzie ona najsmaczniejsza lub najbardzej wartościowa. 
No i felietony...Przed napisaniem recenzji zapoznałam się z opiniami innych osób. Przeważnie były one bardzo pochlebne, bez większych zastrzeżeń. Jednak nie każdemu do gustu przypadły felietony. Kilka osób uznało, że jest to element zbędny, a treść w nich zawarta trochę dziwaczna. Co sama o nich myślę? Niemal wszystkie podobały mi się, odnalazłam w nich odpowiedzi na pytania, które choć może nie nurtowały mnie specjalnie, już mi się w głowie kiedyś przewinęły. Poczułam się za to dziwnie po przeczytaniu felietonu "Nienawidzę tego kraju", w którym dowiaduję się min. o tym, że sprzedawczynie w krośnieńskich sklepach stronią od interakcji. Mimo, że wydaje mi się, iż zrozumiałam zamysł felietonu poczułam, że przekroczona została delikatna bariera intymności. Wrażenie to, nie zatarło jednak ogólnego bardzo dobrego odczucia po przeczytaniu książki. 
Czy warto ją kupić? Sugerowana cena książki to 64,90zł. Dla jednych niewiele, dla innych całkiem sporo...Książka sprawdzi się wspaniale jako prezent dla pasjonatów survivalu, poszukiwaczy nowych smaków, wreszcie dla osób, które chcą choć częściowo uniezależnić się od konwencjonalnych leków (książka dzięki informacją o właściwościach farmakologicznych, może ukierunkowywać i stanowić inspirację do poszerzania wiadomości) . Jeśli zaś czujesz, że nie należysz do żadnej z powyższych grup, pewnie z przyjemnością przejrzysz ten pięknie ilustrowany przewodnik, po czym odstawisz go na półkę...

Ps. Jeśli podobała Ci się ta recenzja, zapraszam serdecznie do zapoznania z innymi :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz